Przybyliśmy tej jesieni do Hue. Tak zimno to jeszcze nie było w całej podróży. I do tego non-toper pada. Po dwóch godzinach zwiedzania Cesarskiego miasta wróciliśmy rikszą do hotelu cali przemoczeni. Pod prysznicem staliśmy aż się skończyła gorąca woda, ()ciepła nas nie interesowała). Na dodatek zatrzasnęły się drzwi od łazienki i nie działa pilot od telewizora. Masakra. Chcemy iść coś zjeść ale facet z obsługi próbuje walczyć z tymi niedomaganiami. Niestety Justyna od dwóch dni kicha a mnie boli gardło. Jutro ze względu na pogodę nie bierzemy skutera( bardzo cierpię z tego powodu) tylko kupiliśmy tour po okolicznych zabytkach. Same Cesarskie Zakazane miasto takie sobie. Pewnie kiedyś było zaje..... ale komuniści sfajczyli je w 47 roku a potem jeszcze byly walki w wojnie amerykańskiej i zaciekla obrona Vietcongu przez 27 dni. Powoli to odbudowują ale przemoczeni i w bosych nogach, nie chciało nam się za bardzo wszędzie łazić szczególnie że nie wszędzie były ściezki brukowane a woda i błoto były po kostki. To chyba ostatni wpis z Indochin bo jutro o 17.30 wyjeżdzamy nocnym busem do Hanoi ( tym jeszcze nie jechalismy) i dojedziemy tam rana wieczorem o 23.55 odlot niestety do Polski.