I znowu jesteśmy w Hanoi. Wczoraj wykupiliśmy tour i zwiedziliśmy grobowce, a właściwie całe kompleksy grobowe Cesarzy wietnamskich z dziewiętnastego i dwudziestego wieku. Piękne ogrody i pałace gdzie stoją sarkofagi z prochami cesarzy. Wróciliśmy do hotelu o 16.30 a o 16.40 autobus nocny zabrał nas do Hanoi. W hanoi byliśmy o 7.00 rano i po zostawieniu bagazy i zjedzeniu śniadania w jakimś Hotelu ( po raz pierwsz od wyjazdu stosunek śniadania do ceny był zadowalający - niecałe 1,5 dol. z kawą) poszliśmy na miasto po raz pierwszy jak było jasno. Zwiedziliśmy w końcu Świątynie Literatury i chcieliśmy zwiedzić kompleks poświęcony poświęcony Wujaszkowi Ho. Niestety po. 11.00 wszystko pozamykane na trzy spusty, odgrodzony cały kwartał ulic gdzie jest mauzoleum jakby się bali że ktoś może im zakosić truposza. Ztego wszystkiegozobaczyliśmy tylko Pagodę na jednej nodze. Potem szukaliśmy wraku bombowca B-52 zatopionego częściowo w jakimś jeziorze, niestety bez skutku. Następnie jeszcze jakieś dwie pagody). W tym najstarsza w mieście) i na zakupy. Po drodze spotkaliśmy jeszcze znajomego którego poznaliśmy jak przekraczaliśmy granicę z Wietnamem i poszliśmy z nim na obiad. Wybrał knajpę polecaną przez Lonely Planet, więc tanio nie było. O 21 wsiedliśmy w taksówkę, przebrani już w polskie stroje zimowe ( nie odróżnialiśmy się ubiorem od Wietnamczyków bo oni już cały czas chodza w kurtkach puchowych, chociaż jest 20 stopni w w japonkach na bosych nogach) i pojechaliśmy na lotnisko. Po drodze Justyna stwierdziła że zapomniała z hotelu wziąć zestawu kapeluszy Wietnamskich więc trzeba było wracać a potem dodatkowo zapłacić. Wykpiłem sie pół dolara bo więcej nie miałem i gość odpuścił. ( Po rozpakowaniu w Polsce okazało się że nazbierało nam się jeszcze ok.15 dolarów w Wietnamskiej walucie ;-)) Do Warszawy wiózł nas nowy polski nabytek, wypożyczony od Ukrainy Boeing 767 w barwach AeroSwitu.