Dzisiaj rano zerwliśmy się o 5.30 żeby iść nakarmić mnichów. Mnisi tradycyjnie zaczęli zjawiać się od 5.45 przez jakies pól godz. i wierni dawali im jałmużnę w postaci jedzenia. Po nakarmieniu poszliśmy wolno do pokoju gdzie Justyna poszła dalej spać, a ja zająłem się zaległym blogiem. O 8.00 poszliśmy na śniadanie i wypożyczyć skuter. Tym razem była to półautomatyczna Honda( automaty są droższe) Następnie popędziliśmy do jaskiń Pak Ou. No i to wszystko w zasadzie o jaskiniach, nie polecam. Za to obok jest kamp słoni. I tu już Justyna była w swoim żywiole. Żebym nie interweniował to zajeździła by wszystkie na śmierć. Potem musiała słonia wykąpać co widać na zdjęciach. Mnie nie wpuszczono, bo słoń mógłby zatonąć. Po kąpieli w Mekongu pojechaliśmy w przeciwnym kierunku nad wodospady Kuang SI. Przed wejściem spęd turystów jak na Łysej Polanie do Morskiego Oka. Ostatni raz tyle autokarów to widziałem chyba w Licheniu, Ale wodospady cudo!