Kalaw budzi nas pochmurnym niebem. Mnie już o 10 a reszte tak kolo 12. Ja poleciałem na market bo myślałem ze może dzisiaj będą jakies plemiona handlowac, ale nie było.
Ok. 13 wszyscy idziemy na spacer i załatwić treking do jaziora Inle. My chcemy tylko dwu dniowy. Treking załatwiamy w dobrze nam zanym ( a jakze) hotelu Golden Lilly Inn po ok. 45 dolców za wszystko. Tj. dwa dni marsz z pelnym wyżywieniem, nocleg w klasztorze na trasie, podwozke do początku trasy, przewoz duzych bagaz. Lodz przez jezioro. No to jeszcze trzeba załatwić hotel nad jeziorem. Niestety wszedzie w hotelach pelno i w koncu udaje się cos znaleźć naszemu przewodnikowi za 30 dol. Hotel już musimy mieć żeby wiedzieli gdzie zawieźć rzeczy.
Po załatwieniu formalności idziemy „ na miasto” cos zjesc. Trafiamy przypadkowo do indyjskiej knajpki przy głównej drodze która również poleca LP. Jedzenie super a właściciel biegal i co chwie cos dokładał i dbal żeby niczego nie zabraklo. Koszt ok. 40 zl za cztery osoby. Ruszamy jeszcze troche pooglądać co tu jest do ogladania ( punkt widokowy, jakies swiatynie ) itp. oraz na market. I tu dokonałem zakupu swojej pierwszej w zyciu longii oraz razem z Wojtkiem i Hania kupiliśmy i pożuliśmy troche betelu. Dziwny smak ale za to można pluc czerwona slina. ;-). Reszta poszla dalej cos oglądać a ja znowu pisze.
Jutro idziemy na treking w kompletny brak cywilizacji wiec odezwe się dopiero za kilka dni.
Niestety nie moge wstawiac zdjec, moze poz