No i jak zapowiadałem powrót był ciekawy. Najpierw na lotnisku w Bangkoku nie chciano nas wpuścić na pokład samolotu AirAsia, bo nie mieliśmy wizy wietnamskiej. Na nic nasze tłumaczenia że my tylko tranzyt i zaraz dalej, ze nie ruszamy się poza strefę tranzytową, że w tą stronę też nie mieliśmy wizy i nikt nie wołał. Samolot już zapakowany i opóźniony i czeka tylko na nas. W końcu Pani przedstawicielka linii załatwiła ze możemy lecieć warunkowo ale gdyby coś nie teges, to odsyłąją nas z powrotem.Na szczęście w Sajgonie wszystko ok. i gdyby nie raban zrobiony przez AirAsię, to pewnie nawet pies z kulawą nogą by się nami nie zainteresował. A tak czekała przy wyjściu z samolotu następna przewodniczka która zaprowadziła nas do miejsca odprawy na następny lot, Jedyny pożytek to taki, że przyszedł gostek z AirAsia i poszedł wydrukować nam karty pokładowe bo mieliśmy tylko rezerwację. Potem pakowanie do samolotu Lufy, start i po godzinie znowu lądowanie w Bangkoku. Cała procedura z odprawami, godzinka w poczekalni i znowu na swoje miejsca w samolocie. We Frankfurcie lądujemy z godzinnym opóźnieniem i całe szczęście ze samolot do Warszawy opóźnili o pół godzinki, bo przejście szybkim krokiem zajmuje na godzinę. Przy wejściu do samolotu Pani na Gate przyczepiła się że mam za duży bagaż i mam iść go nadać a nie brac jako podręczny. No i zostałem sam, bo wszyscy już w samolocie i tłumaczę Pani że z tym bagażem juz trzy loty zrobiłem i nikt się nie czepiał i Pani zgodziła się mnie puścić z komentarzem że z pokładu i tak mnie cofną. Na szczęscie tam nawet się nie zainteresowali moim bagażem i szcześliwie odlecieliśmy do Polski. Na szczęście nie ukradli nam samochodu z parkingu przy stacji" balon" więc po czterech godzinach mogliśmy przywitać się z naszymi zwierzątkami. No i to tyle, więcej już nie zanudzam. Może później się pokuszę o podsumowanie i porównanie do zeszłorocznej wycieczki. Dziękuję wszystkim odwiedzającym nasz blog. Pozdrawiam.