Z ChM polecielismy do Krabi i jedna noc spędziliśmy na Rayley, skąd rano zabratł nas speed boot na wysepkę o nazwie Koh Jum albo Koh Po. Po pierwszych krokach, kąpielach i innych tego typu rzeczach, następnego dnia rano bierzemy skuter i objerzdżamy przez cały dzień całkiem spora ta wysepkę. Są plaże ładniejsze i mniej ładne, są ośrodki lepsze i gorsze są wioski i muzułmanów i buddystow jest kilka szkół ale wszystko tworzy super mieszankę która warto poznać. Nade wszystkie jest tu wielki spokój, szczególnie na plażach i ośrodkach. Tak małej ilości gości się nie spodziewałem, a objechalismy całą wyspę kilka ośrodków i plaż i wszędzie jest niesamowicie pusto jak nad Bałtykiem w listopadzie. Nawet byliśmy kajakiem na bezludnej wyspie i tam też nikogo. Po prostu cudnie. Niestety z netem słabo i zdjęcia nie przechodzą, więc narazie tylko wypociny.